Święta akatsuki
Pewnego dnia w organizacji Akatsuki. - Tobi, co ty narobiłeś?! Spaliłeś choinkę!!! Mówiłem ci, żebyś nie bawił się tymi przestarzałymi lampkami!!! - krzyczał lider i biegał wokół resztek zwęglonego drzewka, machając rękami i co chwilę spoglądając na Tobiego. - Tobi is a good boy...- zmieszał się mask-man i spojrzał na lidera robiąc maślane oczko. - Argh! Nie dość, że nie mamy ozdób... - A gdzie są? - przerwał Hidan. - A pamiętasz ostatnie balety z Konoszakami? - odparł lider. - Aaaa....No tak...Heh...Ale była impreza...!!! - dodał Hidan i wrócił do czytania, dawno już zwietrzałego katalogu Oriflame. - Ooo! Ooo! Popatrz liderze! Jakie tanie! Muszę go mieć! Muszę! Ten żel do włosów jest po prostu genialny! Można by na to przeznaczyć trochę naszych funduszy… - Mmmm....Popatrz, a ta kredka do oczu? - Zaczepił Dei wyrywając katalog z rąk Hidana - minus 30 %!!! Ale okazja! Tak liderze! Kup nam! - NIE!!! – krzyknął ostro Pein. - Przestańcie! Nie zajmujcie się teraz takimi głupotami. Mamy ważniejsze sprawy na głowie! - Dobrze! Ale jak będę miał, źle ułożone włosy to będzie twoja wina liderze! – obraził się Hidan i odwrócił tyłem. - Na przykład jakie sprawy? – Zapytał Dei poprawiając swoją grzywkę. - Święta się zbliżają a my nie mamy choinki!!! Ani ozdób!!! Ani jedzenia!!! - Podsumowując...Nic nie mamy... - Tak właśnie...Dobrze zauważyłeś...Trzeba to szybko zorganizować! Itachi mógłbyś wreszcie wyjść z tej łazienki?! Jesteś mi potrzebny! Natychmiast! – krzyknął lider i uniósł głowę w stronę piętra. - Coooo??? - Dało się słyszeć z góry głos Itaśa. - Wiadro... - Cooo?? - Krzesło... - Coooo??? - Makro... - Cooo??? - Ejjj!!! Po drugim "co" to już przestało być zabawne! - Tak masz rację. - odparł Itachi schodząc ze schodów. W ręce trzymał szczotkę do włosów i prostownicę. - Słucham...? - Weź ze sobą Hidana i Kakazu, pójdziecie na zakupy. - Super…Znowu misjon impsibul…A ja może nie chcę iść!?- strzelił focha Sharinganowiec i zrobił obrażoną minę. - A mnie to wisi i dynda. Tu macie listę zakupów i 100 jenów - wcisnął pieniądze w ręce Itaśowi, zebrał całą trójkę i wykopał za drzwi, tak, że nie zdążyli nic powiedzieć. – Dobra ich mam z głowy.- Powiedział, odwrócił się na jednej nodze i z entuzjazmem zrobił krok jednak gwałtownie się zatrzymał. Oczy niemal wyszły mu z orbit…- De..Deidara, co ty robisz? – Zapytał, patrząc z zaciekawieniem na blondasa, który siedział na kanapie i z lubością wpatrywał się w swoje odbicie w małym różowym lusterku, co chwilę wzdychając i mrugając wymalowanymi oczkami…- Deidara, będę musiał jakoś odgrodzić twój pokój od reszty członków organizacji…- stwierdził ze smutkiem. Kisame, który od rana krząta się po kuchni i słucha radyjka – audycji „Babci Maliny”, co chwilę notując nowe przepisy…w tym momencie przerwał zapisywanie składników na świąteczny piernik i wydał z siebie dziwny odgłos zdziwienia, wychylił się zza drzwi kuchni, spoglądając raz na Dei’ego raz na lidera. Deidara niewzruszony dalej przeglądał się w „magicznym” zwierciadle, co chwila gładząc swoje lśniące żółte włosy…Pein zaś odwrócił wzrok w stronę stolika stojącego w kącie pokoju. Siedział przy nim Zetsu i rozmawiał z pelargonią, którą zasadził jakiś czas temu. Nawet nadał jej imię i napisał je na doniczce – Mariolka <3. - Jak się czujesz kochana? A może trochę nawozu BioKonoha? Specjalnie dla ciebie kupiłem. Smakuje ci? – mówił czułym głosikiem do roślinki, co chwilę głaszcząc ją po liściach. Lider zmarszczył brwi, pomruczał coś pod nosem i już miał iść w stronę swojego gabinetu, gdy wpadł na niego Tobi, cały brudny z wielkim pudłem na rękach. - Panie liderze!!! - Czego? - Tobi to dobry chłopiec więc pomyślałem, że skoro nie mamy ozdób na choinkę to sam je zrobię. – odparł zadowolony z siebie Tobi. - Brawo! Myślałem, że już na nic się nie przydasz! Naprawdę cię pochwalam Tobi w nagrodę będziesz miał zaszczyt posłuchania piosenek z naszego radyjka! Pokarz co tam zrobiłeś? Arrgh!!! Co to ma być?! – krzyknął lider spoglądając z przerażeniem do pudełka, w którym były uszyte małe laleczki, każda podobna do jednego z członków Akatsuki. - Podobają się? – zapytał Tobi dumnie pokazując swoje małe dzieła. - Czym ty je malowałeś? – spytał Pein wyrzucając jedną z mokrych „ozdóbek” z powrotem do pudełka - Lakierami – odparł dumnie Tobi – znalazłem je w szafce Deidary. - Moje lakiery!!! – krzyknął Dei i z morderczym wzrokiem rzucił się na Tobiego. – Ty pomarańczowy gadzie!!! Oddawaj moje lakiery!!! Bo ci w nocy wyłączę lampkę i puszczę Arkę Noego!!! - Aaaa!!! –Krzyknął Tobi i już chciał się schować za Peinem, ale Dei był szybszy, złapał go i pociągnął do siebie. - Kuku lewy sierpowy!!! – wrzasnął blondas i zamachnął się na mask-mena. - Deidara uspokój się! Zostaw Tobiego w spokoju…- krzyknął lider i zatrzymał rękę blondasa. - Tak..tak…zostaw!...- jęknął Tobi - Yyggh!!! Dorwę cię później! - Tobi nie powinieneś zabierać rzeczy z szafek Deidary. A tak w ogóle to na czym ty chciałeś powiesić te ozdoby skoro sam spaliłeś choinkę?! Hę?! - No, bo wpadłem na pomysł, że może Zetsu zostanie naszą choinką! Tak ślicznie by wyglądał obwieszony lampeczkami, w końcu choinki to jakaś jego daleka rodzina, prawda? Słysząc to Kisame, który cały czas przyglądał się całemu zajściu, padł na podłogę i zaczął głośno się śmiać…W tym momencie zza stolika zerwał się gwałtownie urażony Zetsu…na tyle gwałtownie, że nogą zawadził się o mebel i zrzucił swoją „przyjaciółkę”. Wszyscy nagle zamarli i wytrzeszczyli oczy na małą roślinkę oraz Zetsu, który w zwolnionym tempie rzucił się z wyciągniętymi rękami po swoją ukochaną. Jednak los bywa okrutny, nie zdążył i doniczka z Mariolką rozbiła się o podłogę. Zetsu padł jak długi przed nią. - Nieeeee!!!! - krzyknął stłumionym głosem przez łzy. – Na co czekacie?! Ratujcie ją! Szybko! Deidara wzdrygnął się, jakby nagle wybudził się z oszałamiającego transu, podbiegł do roślinki i delikatnie złapał ją za listek. - I co z nią? – zapytał Zetsu podnosząc wzrok na Mariolkę. Deidara popatrzył znacząco, ze smutkiem i współczuciem w oczach, najpierw na Tobiego i Peina później na Kisame, który przestał się już śmiać i także był wstrząśnięty całym wydarzeniem…następnie dopiero na Zetsu. - Niestety…Zetsu…Mariolka…NIE ŻYJE. – powiedział i spuścił głowę. – Godzina zgonu: 12:53. Zetsu cały czas leżał na podłodze, jednak tym razem głowę miał wsadzoną w ziemię z rozbitej doniczki. Wiadomo już było, że nie weźmie on udziału w przygotowaniu do świąt. Żałoba. W tle słychać było cichą audycję z radyjka, akurat podawano przepis na pierogi z mięsem. Wszyscy stali w milczeniu (oprócz Zetsu, który leżał nadal z głową w ziemi). Tobi ukradkiem wytarł łzę, która spłynęła po jego pomarańczowej masce… - Banda kretynów! Z kim mi przyszło pracować! – trzeźwo oceniła sytuację Konan, która przyglądała się temu od początku. Wszystkich wyrwało to z żałobnego transu. - Ko…Konan! A co ty tu robisz? - zmieszał się Pein. - Eee…jakby się głębiej nad tym zastanowić…to pracuję razem z wami! – odpowiedziała ironicznie – Dobra…nie mam czasu bawić się z wami w „ Święta”, więc wyjeżdżam do mojej psiapsióły na balety…i mnie długo nie będzie! Zrozumiano?! - T..tak - No to dobrze…Kolejnego dnia z wami bym nie wytrzymała… A! i biorę samochód! To BYE! – wyszła trzaskając drzwiami, tak że zatrzęsły się ściany. - Uhhh…na szczęście nie będę musiał dzielić się z nią opłatkiem…hehe… – powiedział z ulgą Pein i udał się po schodach do swojego biura.
Tymczasem w drodze do sklepu…
- To, co my mamy tam kupić? – zapytał Hidan spoglądając na Itaśa. Sharinganowiec wyjął z kieszeni kartkę, którą napisał Pein i zaczął czytać głośno - L…i…i…d… - Dawaj to analfabeto! – wyrwał urażonemu Itasiowi listę z ręki. – Kto tam u was musi być ministrem edukacji…
Lider: Macie kupić to! - 10 zupek „3 minuty” - majezon - halogeny firmy „Osram” - najnowszą płytę Paris Hilton dla Deidary i Smerfne Hity 12 - świąteczną edycję!!! Dla Tobiego - odświeżacz powietrza! KONIECZNIE!!! To tyle ode mnie, teraz Kisame: - Kupcie mi „barszcza” w torebce!!! Tyle! Lider: Macie przynieść resztę! Kisame: Jeszcze uszka…te gotowe… Lider: Nie, bez uszek…NIE LUBIĘ! Kisame: Dobraaa … to bez uszek. Lider: Tyle!
- Resztę?! Nam braknie na to wszystko…- jęknął Sharinganowiec. - Majezon…? Wybacz Itachi, że nazwałem cię analfabetą.- powiedział Hidan. - Po co Liderowi halogeny? – zapytał Kakazu, który cały czas liczył pieniądze jakie uzbierał w swoim małym portfeliku. - Wspominał coś, że musi je wymienić w naszych płaszczach…wiesz…to jutsu, dzięki któremu jesteśmy tęczowi, bez tego nie będzie działać. - Aaaha…a czemu odświeżacz, tak KONIECZNIE? - Pamiętasz, jak ostatnio Itachiemu posmakowała zupa Kisamego? - Nooo… Zjadł jej najwięcej. - Nooo…to po tym wejść się do łazienki nie dało, dlatego teraz, gdy zbliżają się święta i Kisame gotuje tyle rzeczy, lider woli się zabezpieczyć. - Nie przypominajcie mi…to było coś potwornego…- zaszlochał Itaś, doskonale pamięta te przykre 2 godziny…;( - Ehh…No wreszcie dotarliśmy! – westchnął Hidan i uniósł głowę do góry, by zobaczyć wielki napis „Bezdomka”. Był to wielki hipermarket, w którym zawsze były jakieś przeceny no i pełno ludzi. Cała trójka ledwo wcisnęła się między wchodzących a wychodzących klientów. Gdy dopchali się z wielkim trudem (Hidan i Kakazu musieli 3 razy wyciągać Itaśa z pod nóg innych ludzi i raz z pod stoiska z oscypkami) stanęli na przeciwko miejsca, w którym dawniej stały koszyki, teraz świeciło pustką - Spóźniliśmy się. – stwierdził smutnie Kakazu. - Nie jeszcze nie…Patrzcie! – krzyknął Hidan i wskazał palcem na wypadające z zawiasów drzwi do męskiej toalety. - Co? Zachciało ci się? – zapytał Itachi. - Nie!!! Patrzcie tam obok! – krzyknął ponownie i skierował wzrok swoich kolegów trochę w prawo. Stał tam KOSZYK! Nie wiadomo jakim cudem jeszcze nikt go nie zabrał. Jednak Hidan tym razem wrzasnął za głośno i inni klienci, którzy także szukali tego oto zbawiennego sprzętu właśnie go zauważyli. - I co teraz? – Zapytał Kakazu mierząc wzrokiem panią, która także posępnie na niego spoglądała. - Dobra…Kakazu ty bierz tą babkę z zielonymi włosami co się na ciebie gapi, a ja i Itachi zajmiemy się tą dwójką geninów co to niby oglądają wystawę. - Ok. – odpowiedzieli i ruszyli powoli w stronę koszyka snując się jak gdyby nigdy nic do upragnionego celu. Jednak pani z zieloną czupryną wyrwała szybko do przodu. Widząc to dwóch geninów pognało za nią. - Kakazu teraz! – krzyknął Hidan, a jego partner szybko odskoczył za panią, złapał ją za zieloną czuprynę i pociągnął ją do tyłu. - Aaaała!!! - wrzasnęła kobieta i upadła na podłogę. - Ha Ha! Mam ją Hidan!! – krzyknął tryumfalnie Kakazu, jednak szybko otrząsną się ze szczęścia, gdy zakręciło mu się w głowie, a jego oczom ukazały się gwiazdeczki. Okazało się, że dostał bęcka torebką od zielonej pani. Gdy spojrzał przed siebie ujrzał swoich kolegów, którzy szczęśliwi pchali wózek w jego stronę. - Uuu...Kakazu…właśnie widzę jak ją załatwiłeś. – powiedział ironicznie Itachi i pchnął koszyk w stronę wejścia na samoobsługę. Po godzinie przepychanek między półkami zdobyli wszystko, co mieli kupić. Najdłużej zeszło im przy stoisku z płytami Paris Hilton. Musieli użyć „kosy” Hidana do odpędzania otępiałych fanów. Wjeżdżali właśnie na stoisko z gazetami, gdy nagle Itachi wydał z siebie dziwny pisk i z prędkością światła popędził w stronę jednej z półek. Dorwał jedną z gazet i znowu zaczął piszczeć wlepiając oczy w okładkę. - Co to jest Itachi? – zapytał Kakazu przyglądając się ze zdziwieniem gazecie, którą Itaś namiętnie wertował, strona po stronie, za każdym razem wydając z siebie pisk. W końcu zatrzymał się na jednej ze stron i wytrzeszczył oczy. - Michael…- westchnął i przytulił policzek do plakatu Michaela Jacksona. - Aaa…to on. Mam wrażenie, że nie długo się do niego upodobnisz. Widzisz jak pechowo trafiłeś miałbyś teraz kolejny plakat do kolekcji, a tu pieniędzy nie masz. Tak to jest, gdy się nie umie oszczędzać. – powiedział z satysfakcją Kakazu i poklepał swoją kieszeń, w której nosił portfel. Na te słowa Itaśowi łzy napłynęły do oczu i zaczął głośno szlochać co chwila z żalem i cierpieniem spoglądając raz na plakat, raz na swoich kolegów. Po długim tłumaczeniu, odciąganiu Itachiego od stoiska z czasopismami i dwóch godzinach czekania w kilometrowej kolejce dotarli wreszcie do kasy. Oczywiście okazało się, że nie mają wystarczająco dużo pieniędzy, a Kakazu uparł się, że nie pożyczy ani grosza. W końcu udało się im wydusić od niego brakującą sumę. Po 5 godzinach spędzonych w sklepie cała trójka wróciła do organizacji. - No wreszcie ile można siedzieć w sklepie? – zapytał lider siadając na kanapie. – Kupiliście wszystko? - Taaa…- odpowiedział Hidan i klapnął na fotel obok lidera. – Można powiedzieć, że nawet więcej. Kupiliśmy jeszcze karpia, wiesz…minus 50%. Po drodze Itachi karmił go cukierkami, a teraz pływa w wannie. - CO?! – krzyknął Kisame i pobiegł szybko po schodach do łazienki. Po chwili wrócił z powrotem . – Chyba nie mieliście zamiaru go zjeść?! – oburzył się rybopodobny. - Eee…no co ty… tylko obrać, pokroić i usmażyć… w takiej miamniuśkiej panierce…mmm…– powiedział złowieszczo Kakazu.. - Ty chyba żartujesz?! To moja rodzina! Nie zabiję własnego kuzyna! – ryknął Kisame i pobiegł do łazienki opiekować się „rodziną” - Aaaa!!! – jęknął Dei na widok obślizgłej ryby. – Zwariowaliście?! Macie natychmiast to COŚ usunąć z wanny bo inaczej się nie wykąpię. – pisnął i zbiegł po schodach. - Trudno, odizolujemy cię gdzieś na czas świąt – wzruszył ramionami Hidan. - Co ty taki …taki…jakiś taki…bleee? – powiedział Deidara spoglądając na Itachiego. - Nie mógł sobie kupić gazety, w której był plakat Jacksona. – odparł Hidan - Aaaa…no to wszystko tłumaczy. – westchnął Dei i zabrał się do przesłuchiwania płyty Paris Hilton. - A jemu co się stało? – zapytał Hidan patrząc na skulonego pod stolikiem Zetsu. - Mariolka, nie żyje. – odparł lider. - Bez komentarza…jak w ogóle można zakochać się w kwiatku… - Jaki ty jesteś bezduszny! – oburzył się Pein. W tym momencie podszedł do nich Itachi, ciągle mając przed oczyma plakat Michaela. - Ehh….miłość. Czy ty rozumiesz, co to jest miłość, Hidan? - Rozumiem. To jest psychiczna hipermetamorfoza prowadząca do hipercenestezji, co w konsekwencji daje agipatyczną neurastenię. - Aha... Dziękuję. - Tegoroczne święta zapowiadają się naprawdę interesująco – stwierdził lider patrząc na Tobiego, który wieszał na kominku świąteczne skarpety, nadal słuchając kolęd w wykonaniu Mandaryny.
|