Kornel Makuszyński "Jak diabeł chciał kupić konia"
Miesiąc temu, wcześnie z rana, Kolo Pińska wśród ustronia Przyszedł diabeł do ułana, By od niego kupić konia.
- Panie ułan! szkapa stara, Dychawiczna, ledwie chodzi, Dobra dla mnie, bo jest kara, Sprzedaj mi ją, pan Dobrodziej!
Żeć nie okpię, na ogony Wszystkich diabłów mogę przysiąc, Dam ci kwit na dwa miliony, Płatne w piekle za lat tysiąc.
- Złota twego mi nie trzeba - Ułan w pysk czortowi bryźnie Mam nad sobą kawał nieba, Resztę dadzą mi w ojczyźnie.
- Panie ułan! bez wykrętów! Koń ma zołzy, mało warty, Dodam przygarść dyjamentów I siwuchy ze trzy kwarty.
- Swój ze smoły likwor diabli, Sam pij, diable, ja nie zgrzeszę! Dyjamentów zaś ze szabli, Ile zechcę, to wykrzeszę.
Okiem błysnął czort czerwonem Straszną parę puścił z pyska, Merdnął rudym swym ogonem, I wraz przepadł wśród bagniska.
Zasnął ułan w jakiejś bruździe, A czort wraca poprzez zboża I jak szkapę, tak na uździe, Wiedzie dziewkę jakby zorza.
- Ej, ułanie, wstawaj prędko, Na diabelskie podogonia! Taką ciebie złowię wędką, Bierz dziewczynę, dawaj konia!
Patrzy ułan: panna cudo, W pysku twarda, w oczach modra, Jak dąb młody takie udo, Jak kamienie młyńskie - biodra.
Zad wspaniały, więc wspaniale Muszą też być okolice, Barki - jakbyś widział skałę, Jako rzepy - takie cyce.
Sercem zadrżał ułan krewki, Tak mu chciało się wesela, Czort go do tej ciągnie dziewki, Ktoś do konia - przyjaciela.
Już czort sunie się zdradziecko Konia brać za dziwożonę, A koń patrzy tak jak dziecko Poprzez oczy załzawione.
- Stój! - zawoła ułan srogo - Nie twój jeszcze koń mój drogi! Mój koń cztery - kuternogo! A twa dziewka dwie ma nogi.
Oszukujesz, diable stary, Jakże na niej ja pojadę? Czy usiądę jaj na bary, by pojechać na paradę?
Widziałeś, diabelskie ścierwo, Jak mój koń mnie cudnie niesie? Nogi mu się nie poderwą Na gościńcu, ani w lesie!
Diabeł krzyczy: Choć nie prosi, Dosiądź dziewki, głupi chłopie, A zobaczysz, jak ponosi, Truchtem, cwałem i w galopie.
Dusza moja, stary diable, Stałość kocha, bo pancerna, Więc mi przysiąż na mą szablę, Że mi dziewka będzie wierna.
Diabeł krzyczy już w rozpaczy: - Panie ułan! Wariujecie! Wierna dziewka? Co to znaczy? Czy jest taka na tym świecie?
Chciałeś mnie oszukać podle, Wracaj, czorcie, gdzie pieprz rośnie! I za moment siedział w siodle, A koń zarżał mu radośnie.
Krzyknął ułan: - Z tego dzbanka Sam z piekielnej pij czeluści. Koń - to moja jest kochanka, Co mnie nigdy nie opuści!!
Leopold Staff "Koń"
Z długą grzywą na oczach, człeka druh i sługa, Współpracownik wytrwały w rolniczym zasobie, W rozumie i rączości przodownik chudobie, Trudzi się u kierata, wozu, brony, pługa.
W sieczce smaku do trawy nabrawszy przy żłobie, Spasa zieloną łąkę, a gdy mży szaruga, Szuka brata i chwila przeminie tak długa, Że stać będą łby kładąc przyjaźnie po sobie.
Zresztą na wszystko wkoło jakby ślepy, głuchy, Z łbem opuszczonym może stać całe godziny, Ogonem swym cierpliwie odganiając muchy.
I dopiero przez chłopców swawolnych spłoszony, Rzuca się spętanymi przednich nóg pęciny, Jak gdyby naśladować chciał pobliskie wrony.
Krzysztof Dzikowski "Koń cygański"
Stara cygańska szkapo, sprzedana za grosze Żegna cię kurz gościńca i rozstajne drogi Wziętą za ciebie forsę z wytartym chomątem Twój wierny pan przepija w szynkwasie za rogiem.
Ileż na twej drodze przeminęło krzyży Kaplic bielonych wapnem i przydrożnych mogił Dziś z obciętym ogonem, bielmem w starych oczach Wyruszasz dumna szkapo w swą ostatnią drogę
Tadeusz Nowak ''Psalm o kasztanku''
Kasztanek mój pod darnią śpi Jak zdarta skóra błyszczy trawa w pozornej rosie w kroplach krwi i w niej odbita twarz łaskawa
Za wrota wyjdę i zagwiżdżę na trawę w rosie na kasztanka i koń chłopięcy kark mój liźnie i wierzgnie bijąc w dzwon poranka
I nagle wszystko się potoczy jakby mi usta pełne wiśni dmuchnęły w snem sklejone oczy wiedząc że mnie się ten koń przyśni
W truchcie na jego grzbiet wskakuję i pędzę kopiąc go w podbrzusze tam gdzie z osiki majchrem zbóje wyjmują bielszą niż śmierć duszę
I tam gdzie niebios twarz odbita w zroszonej trawie tysiąckrotnie językiem sięgnie po kłos żyta zżuje i jako wiatyk połknie
I jeszcze tam gdzie w sen wtulone dziewczęce ciało dla mnie drzemie jakbyś pasiekę każdą dzwonem nakrył zakapał woskiem ziemię
Kasztanek mój pod darnią śpi darń się jak jego sierść czerwieni i rżą wiodące w pole drzwi i jak werbliki nieustannie podzwania kluczy pęk w kieszeni
Igor Sikirycki ''Mój koń''
Niemało koni jest na świecie Odważnych, lotnych, urodziwych, Ale takiego nie znajdziecie Jak mój Kasztanek złotogrzywy.
Kasztanek gwiazdkę ma na czole, Sprężyste nogi, piękny ogon. A kiedy niesie mnie przez pole, Ludzie napatrzyć się nie mogą.
Ileż odbyliśmy podróży, Ileśmy lądów przejechali, A on mi zawsze wiernie służył W Afryce, w Azji, w Australii.
Gdy w pióropuszu Indianina Lekko uniosę się w strzemionach, Kasztanek, pędząc jak lawina, Każdą przeszkodę w lot pokona.
A kiedy rankiem w drogę rwie się, Napięty ogon lśni jak struna. Gdzie tylko zechcę, wnet mnie niesie Poczciwy koń mój na biegunach.
Jan Lemański ''Koń''
Dla człeka skarbem koń, A więc się troskaj oń Jesienią, zimą, latem I wiosną nie wal batem.
Niech owies miewa w żłobie, Jak ty się koń nie obje, Nie będzie żarł i żarł Jak ty, bez żadnych miar.
Nie tylko ceń go z młodu, Niech, stary, nie zazna głodu I zanim w grobie legł, Choremu dawaj lek.
Ewa Szelburg-Zarembina ''Koń''
Co myśli ślepy koń, gdy wreszcie po którymś kursie, nad ranem, przystanie na rogu ulicy pod czarnym, umarłym kasztanem, i kaszle głucho, boleśnie robiąc bokami, które są tylko skórą, które są tylko ranami?
Co myśli stary koń? o kościach, wciąż rachowanych batem, w twarde chomąto i w dyszle zakuty zimą i latem? Pracujący tak bardzo cierpliwie, tak chętnie i tak uczciwie! A przez człowieka nie miany nie tylko za zwierzę, ale za nic.
Ciężka jest dola jego i smutek smutny bez granic. Po takim życiu, w jakiś dzień ponury, przyjdzie do stajni śmierć i powali szkapę, aby jak hycel, odrzeć ją ze skóry.
Tylko jedna, jedyna nadzieja, że... Bóg jest ojcem wszystkiego stworzenia! Więc się już jakaś rajska łąka rozprzestrzenia i z trawą zieloną czeka na tego służkę bożego, po piekle w służbie człowieka
Józef Czechowicz ''U strugi''
W bystrej strudze przy wygonie pławi Jasiek białe konie. Prędko zrzucił z siebie odzież, konie witką gnał ku wodzie, potem chwycił ręką grzywy, wskoczył zgrabnie: hola, siwy!
Teraz kopyt już nie słychać: zjada odgłos woda cicha. Smukłe nogi w fali brodzą, kołem, kołem konie chodzą. Bryzga woda, słonko grzeje, niebo się pogodą śmieje.
Milo patrzeć jadąc konno na wygonu zieleń wonną, na wierzbiny ponad rowem, na pagórki barwinkowe. Bryzga woda, parska siwy... pławi konie Jaś szczęśliwy.
Władysław Sebyła ''Koń''
Kiedy był młody, w rowach o brzegach obrosłych głogiem Rwał miękką wargą zioła, spotykanym nie gardził stogiem.
A potem chodził pod siodłem, w janczarach, brzęczących cugach, Dopóki pan nie zmądrzał; nie pojął, że siedzi w długach.
Wtedy w codziennym trudzie stał się potulny i sforny, Wprzęgany od pługa do wozu, dorożki lub ciężkiej platformy.
Teraz od rana do nocy skrzypiący z cegłami wóz ciągnie Lub z piaskiem wiślanym, czasami pękate od wody dwie stągwie.
Smutny, ogłuchły i ślepy, ryk aut go nie przeraża, O niczym od dawna nie myśli, nic sobie nie wyobraża.
Zbielały mu z bólu oczy, spękały na bruku kopyta. Pan jego, obszarpaniec, nie krzyknie, o nic nie zapyta.
Poślizgnie się kiedyś na bruku i bity biczyskiem nie wstanie. Stroskany klął będzie pod nosem pan jego, nędzarz w łachmanie,
Powłażą mu muchy do pyska, w zbielałym zaroją się oku, — I wiankiem otoczą go dzieci ze wszystkich zaułków naokół.
|